wtorek, 30 kwietnia 2013

Praca wre

  Choć do niedzieli jeszcze parę dni zostało, to wcale nie jestem pewna, czy wszystkie szyciowe plany się zrealizują. Ponieważ idziemy na nasz tradycyjny bractwowy marsz wiosenny, wypadałoby się do niego odpowiednio przygotować, czyt. uzupełnić braki. A są one spore... Przede wszystkim majdir nie posiada jeszcze żadnego stroju, w którym mógłby się pokazać publicznie (nie od dziś wiadomo, że świecenie tyłkiem odzianym jeno w gacie jakiś czas temu wyszło już z mody), a poza tym dzieci nam ostatnio przybyło, a więc i potrzeby ubraniowe wzrosły. Zaplanowane robótki na najbliższe dni: męskie robe piętnastowieczne, niemowlęca sukienka i czepeczek, lniana sukienka spodnia dla małej wesołej dziewczynki. Taaaaak, to plany. A co z nich wyjdzie? Zobaczymy (jak by to powiedziała Magda Gessler :P ). Póki co, Stasio współpracuje, jak umie najlepiej ;)

 

piątek, 26 kwietnia 2013

Sałatka "targowa" i kanapka "na winie"

  Sałatka "targowa", czyli wszystko, co udało mi się wczoraj fajnego na targu znaleźć: świeży szpinak, pomidory, cebula, szczypior, liście i korzenie rzodkiewki, jaja i łyżka śmietany. Możliwość zjedzenia śniadania we dwoje - bezcenna :)))


  A na drugie śniadanie polecam kanapkę "na winie": Chleb smarujemy masłem i układamy na kromeczce to, co się nawinie:


  ... no, dobra - luuuubię wiosnę ;)

środa, 24 kwietnia 2013

Ciasteczka z musli

  Chodziło za mną coś pysznego i zdrowego. I recyklingowego najlepiej, bo jeszcze kilka paczek musli się uchowało, od kiedy memu lubemu przeszła na nie faza... Poszperałam, znalazłam kilka propozycji, wymieszałam przepisy, a następnie składniki i, tadaaam!, wyszły o takie pychotki:


  Pewnie byłyby jeszcze lepsze, gdybym ich nie przypaliła, ale jak na pierwszy tego typu wypiek, do tego mocno improwizowany, były hitowe!

wtorek, 23 kwietnia 2013

Gluty i czesanka

  Czyli filcowanie na mokro. Warsztaty w świetnie zaopatrzonym Decoplastyku poprowadziła Katerina. Zabawa była przednia, a efekt zadowalający (przynajmniej mnie):


  Ale... O ile wełniana czesanka okazała się bardzo wdzięcznym materiałem o wielu możliwościach kreacji, o tyle technika na niektórych etapach przyniosła mi wiele zaskakujących doznań. Używałyśmy mydełka oliwkowego, po którym moje dłonie były gładkie i mięciutkie jak Michalinki niespełna trzy lata temu. Zapach też był przyjemny, jednak jego konsystencja po odstaniu robiła się, co tu dożo... obrzydliwa. Ciągnęło się to to i kląskało przy nakładaniu na wełnę i, chociaż ostatecznie kwiatek wysechł i prezentuje się całkiem przyzwoicie, ja jednak pójdę w suchszą stronę zabawy z czesanką... O ile życia mi starczy na te wszystkie hand-zabawy ;)

Elmo w niebie

  Na fali kilku zeszłorocznych zleceń powstał ten oto etuj:


  Powstał milion lat świetlnych temu, ale najpierw czekał na kolegę (który nadal jest w fazie wczesnej produkcji), potem na wiosnę, żeby pstryknąć odpowiednie ujęcia w odpowiednim świetle, a ostatecznie zawieruszył się gdzieś w folderach cudawiankowych i dopiero teraz trafił na właściwe miejsce.


  To wełniano-bawełniane stworzonko chętnie odda się w dobre ręce.
Wymiary: 12cm x 7cm x 1cm (wlezie samsung galaxy ace, a, jak uczy wieloletnie doświadczenie i podpowiada inteligencja, pewnie i wiele mniejszych modeli). 


 Wykonany bardzo starannie, dokładnie i z pasją. Można przymierzyć i pomacać przed finalizacją transakcji :)


środa, 17 kwietnia 2013

Wiosna na stole

  Plan był taki: przyniesione z zakupów na targu wśród śnieżycy prymulki postoją ile los da na stole ku ozdobie i radości dla oczu, a kiedy już im się znudzi, pójdą do gruntu, by w przyszłym roku upiększyć okolicę domostwa.


  Taki sam los miał czekać cebulki hiacynta i żonkili.


  Wiosna jednak była w tym roku jeszcze bardziej przewrotna niż zwykle i z planów wyszły nici. Z całej ekipy ostały się jeno przesuszone cebulki (nie wiem, czy cokolwiek jeszcze z nich będzie). Tak czy siak trafiły już do naszego mikroogródka  i, jak ich nic nie zeżre, za rok powinny się pojawić. Póki co czekamy na wsadzone w zeszłym roku żonkile i chyba irysy (nie znam innych kłączy z ostrymi liśćmi, więc dopiero za jakiś czas okaże się, czy się nie mylę). Na swoją kolej czekają też nasiona maciejki i niezapominajki, ale do wysiewu musi się zrobić troszkę cieplej.

Sernik

  Nie samymi konkursami człowiek żyje, choć po moich ostatnich wpisach można by było taki wniosek wysnuć. Dzieje się oczywiście sporo, ale brakuje czasu i warunków, żeby sklecić coś sensownego  i wrzucić na bloga ku uciesze gawiedzi. W ramach przeprosin zatem, coś pysznego:


  Nasz świąteczny sernik wyszedł spektakularny. Zaraz potem jednak opadł ;) Był za to całkiem smaczny. Nie jestem fanką serników, ale marzy mi się powrót do smaku z dzieciństwa: sernik ciężki i mokry, nie taki "napompowany", z wyczuwalnymi grudkami sera. W tym celu chyba sama będę sobie musiała od podstaw ten ser przygotować, potem ewentualnie przemielić (ale tylko raz), bo te miałkie pseudosery kompletnie się nie nadają.