piątek, 28 grudnia 2012

Łowca nagród

  Nie od dziś wiadomo, że na Wołka słowo "konkurs" działa jak magnes. Dlatego też nikogo nie powinno dziwić, że to on wygrał pierwszy organizowany przeze mnie turniej, w którym nagrodą była realizacja zamówienia na etui. Oto i ono:


  Miało być skromnie i w stonowanych barwach, bo to na służbowy aparat, ale jednocześnie padło wyzwanie: "zaskocz mnie!". Stąd niekonwencjonalne jak na etui zamknięcie:


Ze szczerym wyrazem sympatii :)
  Jeszcze raz gratuluję i życzę powodzenia przy kolejnych objawieniach mojej wspaniałomyślności! ;)

środa, 26 grudnia 2012

Katastrofa!

  Burza hormonów, komplikacje urzędowe i mój "ulubiony" miesiąc w roku mocno osłabiły moją konstrukcję psychiczną. Ale to, co wydarzyło się w pewne piątkowe przedpołudnie dobrych parę dni temu, przepełniło czarę goryczy do tego stopnia, że po prostu usiadłam i płakałam.
Misia, w domu z powodu choroby, na nowo odkrywała zasoby swojej skrzyni z zabawkami. Natknęła się na, niegdyś mocno eksploatowaną, lalę. Tyle że teraz zaczął jej przeszkadzać brak ubranka u "dzidziusia". 
- Misiu, ta lala nie miała ubranka. Ona jest golaskiem...
- ubrać!
- Ale ona nie ma ubranka...
- Uszyj (wypowiedziane słodziej, niż kiedykolwiek dane było mi słyszeć. Nawet z ust Paris Hilton).
  Cóż było robić? Misia wybrała materiał, zleciła kształt aplikacji na ubranko i zaczęłam maszynowy rajd po bawełnianym wykroju. Kilka centymetrów zygzakiem i trrrach - wcięło pół igły. Nu nic - wygrzebałam złamany kawałek, założyłam nową igłę, przydepnęłam pedał i... Nie, nie możliwe - drugi raz z rzędu? Zwolniłam, zastanowiłam się, powoli zakręciłam kołem i...
  Przed oczami stanęły mi te wszystkie lata spędzone razem. A nawet te, kiedy jeszcze się nie znałyśmy. Babcia na początku stanu wojennego, taszcząca do domu ciężką bordową walizkę, lata leżenia odłogiem na strychu vis-à-vis wieży ratuszowej w Świebodzinie, by w końcu mogła trafić w moje ręce! No i się zaczęło: powstawały z jej pomocą moje pierwsze przeróbki sukienek, mediewalne konstrukty, kaftany bezpieczeństwa na paradę Bachanaliową dla moich chłopców ze stancji na Lisiej. Pseudoskórzaną walizką swego czasu zajęły się Gejsza i Kakita, czego obudowa Łusi do dzisiaj nosi ślady. A teraz już nawet ich nie ma... Gdyby nie to, że nie byłam sama, bo szczerze zmartwiona Minia asystowała przy rozpaczliwych próbach wyregulowania igielnicy, wyłabym jak zwierzę w księżycową noc. Musiałam wziąć się w garść i szukać dla nas ratunku. Z pomocą przyszedł nie kto inny, niż fejsik. A raczej jego stali bywalcy. Kilka cennych rad, pytań pomocniczych i sugestii i można było postawić diagnozę: coś się rozregulowało. No i Sylwek, który, jak sam mówił, "kiedyś widział, jak jego mama naprawiała Łuczniki", obiecał, że wpadnie przy niedzieli pogrzebać w maszynie i spróbuje powiedzieć coś więcej. No i wpadli. Całą swoją wesołą gromadką. I mimo remontowego rozgardiaszu, niespodziewanego braku prądu (osobna historia;) i ogólnego chaosu, udało się Łusię przywrócić do żywych. Przez kilka następnych dni tylko na nią patrzyłam (to głównie dlatego mikołajowa peleryna została wykonana w stu procentach ręcznie). Ale jak w końcu ją odpaliłam i zrobiłyśmy kilka równiutkich ściegów, miałam na twarzy wypieki jak Jagna w dzień targowy. Łusia śmiga, aż miło. Jest cicha i precyzyjna jak na początku naszej wspólnej przygody. A w moim świecie przybyło bohaterów. Jeszcze raz bardzo, bardzo Wam dziękuję!

P.S. Lalowe wdzianko dokończyłam ręcznie i pojawi się w następnym poście. Nie chcę budzić Michaliny grzebiąc w jej wózkowni ;)

czwartek, 20 grudnia 2012

Mikołaj - Marian

  Kuba poprosił o doszycie futerka do tatowej peleryny, którą ten przywdziewa w okolicach świąt, co by uszczęśliwiać najmłodszych. No i broda wymagała odnowienia. Od słowa do słowa, po dwóch dobach projektów i wizji, powstała nowa, ciepła, w całości wykonana ręcznie, wełniana peleryna. I całkiem nowa i zupełnie odmienna od watowego pierwowzoru broda Świętego Mikołaja.

 

  Ponieważ to ostatnie akcesorium było moim całkowitym debiutem, a z efektu jestem więcej niż zadowolona, w przypływie euforii ogłaszam konkurs: autor pierwszego komentarza pod tym postem zawierającego poprawną odpowiedź na pytanie, z czego zrobiłam brodę, wygra wełniane etui na telefon (wykonane według indywidualnego zamówienia)!

Czas - start!
 

czwartek, 13 grudnia 2012

CHabrowy ciasteczkowy

  Skoro Asia dostała już go w swoje łapki, mogę się wreszcie pochwalić:



  Zamówienie brzmiało: "chcę fajne ubranko na Samsunga jakiegoś tam". No i pasuje idealnie :)