środa, 8 maja 2013

Finisz!

  Majówkowy maraton z igłą i nitką zakończył się dla mnie późnym sobotnim wieczorem przy blasku ogniska. A w niedzielę rano moje Misie mogły przywdziać nowiuśkie (jeszcze ze śladami mydełka, bo przecież nie zdążyłyby wyschnąć...) fatałaszki:


  Ostatecznie sukienka Misi została uszyta w standardzie II (szwy nośne maszynowo, natomiast szwy widoczne i wykończenie wykonane ręcznie) z wyjątkową starannością i precyzją (bo księżniczki mają wysokie wymagania). Żarówiastą robe Filipa też pozszywałam na Łusi, ale wykończę ją (bo oczywiście na niedzielę nie zdążyłam) w takiej technice, że żaden z "mrocznych" szwów nie będzie widoczny. Prawdopodobnie będzie też zapinana na całej długości z przodu na cynowe guziczki. Ale to pewnie dopiero za rok, bo nie zanosi się, byśmy w tym sezonie zaliczyli jakąś jeszcze piętnastowieczną imprezę. W tym roku mamy wysyp "siedemnastek". Najbliższa już w sobotę, trzeba więc będzie zrobić przegląd dóbr i dosztukować, co brakuje, co się zbiegło, a co zginęło.
  Masujemy opuszki i do roboty!

2 komentarze:

  1. Ale czemu właściwie pomarańczowy?:)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Jesteś widoczny - jesteś bezpieczny! (tania wełna była, a poza tym pracowaliśmy w Indexie kiedy ją kupowałam)

    OdpowiedzUsuń