Czyli filcowanie na mokro. Warsztaty w świetnie zaopatrzonym Decoplastyku poprowadziła Katerina. Zabawa była przednia, a efekt zadowalający (przynajmniej mnie):
Ale... O ile wełniana czesanka okazała się bardzo wdzięcznym materiałem o wielu możliwościach kreacji, o tyle technika na niektórych etapach przyniosła mi wiele zaskakujących doznań. Używałyśmy mydełka oliwkowego, po którym moje dłonie były gładkie i mięciutkie jak Michalinki niespełna trzy lata temu. Zapach też był przyjemny, jednak jego konsystencja po odstaniu robiła się, co tu dożo... obrzydliwa. Ciągnęło się to to i kląskało przy nakładaniu na wełnę i, chociaż ostatecznie kwiatek wysechł i prezentuje się całkiem przyzwoicie, ja jednak pójdę w suchszą stronę zabawy z czesanką... O ile życia mi starczy na te wszystkie hand-zabawy ;)
Hmm to ten Twój wyszedł jakoś ładnej niż te moje co u Marty stworzyłam :)
OdpowiedzUsuńBo Pani uczycielka dobra to i kwiatek efektowny Zapraszam !!!
OdpowiedzUsuńEeee tam, uczycielka - ma się ten wrodzony talent, phii :P
OdpowiedzUsuń