sobota, 19 stycznia 2013

Candy u Mamuty

O! I jeszcze jedno candy:


Same podkładki wyglądają apetycznie, więc kawa na nich podana smakowałaby wybornie.

Candy Dorotki

  Co to właściwie to Candy? Na razie wiem tyle, że bloger z okazji urodzin swojego wirtualnego dziecka przygotowuje prezent dla odwiedzających. Kartisticzki Cioci Doroci kończą dwa lata (stąd wiem, że już bliżej niż dalej do urodzin Hani;), więc autorka skompletowała taki oto zestaw pyszności:


  Jeszcze nie do końca łapię, jak to to zgarnąć, bo dopiero raczkuję w blogowym świecie, ale może akurat szczęście postanowiło w tym roku skupić się właśnie na mnie? Byłby świetny pretekst, żeby samodzielnie zmontować jakąś kartkę :)

środa, 9 stycznia 2013

Elmo-etui

  Marcin zastanawia się nad fasonem wygranego ubranka na nowy telefon dla Małżonki, a tymczasem powstał już i wita się z Państwem bohater konkursowego wpisu:


  Elmo jest chyba najbardziej dopieszczonym ubrankiem na telefon spośród tych, które udało mi się do tej pory wypuścić w świat. Zajął mi sporo czasu, ale przyniósł nie mniej satysfakcji.

 


  Przy okazji zauważam pewną regułę: w mojej pracowni powstają etui głównie na Samsungi. Hm... Chyba powinnam wejść z nimi w konszachty...




poniedziałek, 7 stycznia 2013

Paski, kółka i koronka

czyli kuchenny miks dla Ewy:


  Listopadowe zamówienie w postaci: dziewięć osłonek na słoiki do przechowywania żywności, oprawa okna i gąbkowe poduchy na krzesła, ewoluowało i w piątek na ręce zamawiającej złożyłam osłonki i dekoracyjne podkładki obiadowe na kuchenny stolik.


  Poduszki na krzesła dojdą w swoim czasie (jak już znajdziemy odpowiedni rozmiar gąbek;)

niedziela, 6 stycznia 2013

Merida Walcząca

  Tak, tak - wiem, że Waleczna ;) Tak się tylko droczę z właścicielką mojego najnowszego produktu, którego najistotniejszą funkcją jest lans, a zaraz potem ułatwienie poszukiwania telefonu w przepastnej torebce. Oczywiście etui chroni sprzęt przed uszkodzeniami i ma wiele innych praktycznych wyróżników, ale to konkretne miało przede wszystkim zaskoczyć i wzruszyć obdarowaną, która szczególną sympatią darzy tę rudowłosą wojowniczkę:


  Haft, loczki i płotkowe obszycie pożarły pół nocy. Zatrzaski przyszywane na ostatnią chwilę przy kawie z Monią, za "parawanem" (w tej roli walizka maszyny), bo to niespodzianka! No i na koniec zdjęcie kalkulatorem już po wręczeniu prezentu, ale, co najważniejsze, zamierzony efekt został osiągnięty! Radość na twarzy solenizantki - bezcenna :)
Produkt w stu procentach wykonany ręcznie!

A tył przedstawia się następująco:



środa, 2 stycznia 2013

Konkurs!

  Tamten rok nie był taki zły. Ba! Był wręcz wyśmienity: nareszcie skończone studia, praca obroniona z przytupem, otwarcie własnej firmy - nieśmiałego marzenia, które kiełkowało od jakiegoś już czasu, pierwszy "prawdziwy" urlop (zaraz po otwarciu firmy;), Misia została wesołym przedszkolakiem, spotkałam mnóstwo cudownych ludzi, którzy nadal, na szczęście, kręcą się w pobliżu, było też sporo "drewnianych" wzlotów, warsztaty i spotkania przy śpiewie, którego ostatnio trochę mi mało... No i we mnie znów zalęgło się małe szczęście i już na dniach powinno pokazać się w całej okazałości :) 
  Tak, rok 2012 zdecydowanie był dla mnie łaskaw. Jego następca jednak postanowił podjąć wyzwanie i już od pierwszych dni rozpieszcza mnie aż miło: przed momentem okazało się, że wygrałam konkurs na Wyspie Kobiet i w nagrodę zostanę rozpieszczona masażem. Co prawda, będę musiała trochę poczekać, zanim swobodnie wyłożę się na brzuchu, ale już dzisiaj cieszę się jak dziecko! A że staram się nie być pazerna i dzielę się dobrą energią, kiedy tylko dostanę jej choć odrobinę, ogłaszam kolejny konkurs: do wygrania etui na telefon! Pytanie jest trudne, bo odpowiedź na nie znam tylko ja (i mój ostatni zleceniodawca): z jaką postacią z Ulicy Sezamkowej będzie moje następne etui, na które zamówienie dostałam wczorajszego wieczoru, hmmm?
  Zgaduj zgadula! Kto pierwszy, ten strzela w komentarzach pod postem! Wyniki podam jak już się zorientuję, kto trafił ;)

wtorek, 1 stycznia 2013

Przeszycia

czyli minimum kreatywności, praca raczej żmudna, choć przyjemnie odmóżdżająca, ale za sprawą karteczkowej artystki, przeradzająca się w prześliczny efekt końcowy:

 

  Zdjęcie ze strony http://kartisticzki.blogspot.com/, gdzie Dorotka prezentuje namacalne rezultaty swojej pasji. Niektóre ze skromnym udziałem mojej Łusi :)


Błękitne guziczki

do Milenowego kapturka. Są mniej więcej wielkości standardowych cynowych, więc obawiam się, że dwadzieścia może nie wystarczyć.


  Oczywiście już nie mogę się doczekać dorabiania ;)

Lawendowe saszetki

  Pewna dobra córka swej kochanej mamci zapragnęła przygotować jakiś miły prezent. Usiadłyśmy, zaczęłyśmy myśleć, pocięłam dwie bluzki, zamówiłyśmy odpowiedni wkład... Tadaaa! I tak oto powstał praktyczny i ładny świąteczny upominek. Nie zdążyłam uwiecznić gotowych, wypchanych już woreczków, więc chwilowo, w oczekiwaniu na obiecaną fotografię, dwa z czterech, skąpane w porannym grudniowym słońcu:



  Od razu zastrzegam, że na pewno nie ostatni raz wyszły spod mojej igły woreczki z lawendą. Ich wykonanie okazało się bardzo szybkie i relaksujące, czy to za sprawą delikatnych materiałów, czy przyjemnego zapachu lawendy.

Prezenty

  Zawsze bardziej lubiłam je robić i dawać, niż dostawać. Nie tylko dlatego, że jestem niepoprawną altruistką (hyhyhy). A może nawet zupełnie nie dlatego. Po prostu jestem kapryśna i kiedy zdarzyło mi się otworzyć pudełko z, dajmy na to, czerwonym swetrem na dnie lub kolejnym flakonem perfum idealnych na Wielki Piątek, za Chiny Ludowe nie umiałam ukryć euforii, jaka mnie wtedy ogarniała. Toteż bezpieczniej się czułam, kiedy to ja dawałam prezenty, nawet te nietrafione ;) 



  W tym roku jednak udało mi się trafić (Filip właśnie skończył czytać swój prezent, a Michalina z upodobaniem upiększa wszystkich swoimi różowymi spineczkami). A ponieważ byłam zwolniona ze świątecznych gotowań i przygotowań, mogłam dać upust swojej kreatywności w konstruowaniu opakowań na te drobiazgi.

Lalkom też bywa zimno

  Uświadomiła mi to moja córcia. Po prawdzie była wtedy chora, ale gorączki nie zanotowałam, więc nie mogłam tego po prostu zignorować biorąc za majaki w malignie. Ponadto małe dziewczynki potrafią być bardzo pamiętliwe i konsekwentne w swoich dążeniach, więc nawet nie próbowałam się wyłgać. Potem wydarzyła się katastrofa, ale lalki za to nie winię ;) Pech chciał, żebym po naszyciu aplikacji całą resztę musiała wykonać ręcznie. Zajęło mi to trochę więcej czasu, niż zamierzałam, ale efekt zadowolił Miniaturę.


  Cieszyła się niezmiernie przez kilka dni, a potem... Potem nastały święta. Przyszedł Mikołaj. Mikołaj przyniósł nową lalę. Nowa lala nosi rozmiar charakterystyczny dla małych dzidziusiów. A ponieważ noworodkowej garderoby mamy pod dostatkiem w ostatnim czasie, więc nie zanosi się, żebym miała jakoś intensywniej pójść w tę gałąź przemysłu, jaką jest produkcja odzieży dla lal ;) Chyba że ktoś zamawia?